Relacja

WENECJA 2019: Andersson o sensie życia, Egoyan o rodzinie

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/WENECJA+2019%3A+Andersson+o+sensie+%C5%BCycia%2C+Egoyan+o+rodzinie-134531
WENECJA 2019: Andersson o sensie życia, Egoyan o rodzinie
Mamy dla Was recenzje kolejnych dwóch filmów walczących w tym roku o Złotego Lwa. Małgorzata Steciak recenzuje nowe dzieło Roya Anderssona, a Łukasz Muszyński bierze na celownik rodzinny komediodramat Atoma Egoyana.

***

Sens życia według Anderssona, rec. filmu "Endlessness", reż. Roy Andersson
autorka: Małgorzata Steciak

W konkursowym "About Endlessness" Roy Andersson znowu przygląda się ludzkiej kondycji, biorąc na warsztat naszą codzienność z jej całym znojem, samotnością, nadzieją i rozpaczą. To kino dotykające tematów ostatecznych, które wybrzmiewają tu w zupełnie niewymuszony i organiczny sposób. Zaprojektowane, by bawić i rozczulać jednocześnie, ale zrealizowane kompletnie bez potrzeby przypodobania się widzowi.


Uwaga, będzie wyznanie. Po seansach filmów Roya Anderssona zawsze odczuwam głęboką potrzebę korzystania z życia w jego najbanalniejszym wymiarze. Zgodnie z przesłaniem pokrewnego emocjonalnie "Sensu życia według Monty Pythona" – być miłym dla ludzi, spacerować, czytać dobre książki, unikać niezdrowego jedzenia. W festiwalowym pressbooku reżyser wykłada swoje artystyczne credo, które zamyka się w twierdzeniu, że tylko zauważając kruchość i ulotność istnienia, jesteśmy w stanie docenić i szanować to, co mamy. Szwed jest chyba jedynym współczesnym twórcą, który potrafi z taką subtelnością uchwycić w swoich filmach esencję ludzkiego losu, bez popadania w pretensjonalny czy kaznodziejczo-coachowski ton.

Senna, epizodyczna narracja, nieruchome kadry zakomponowane z drobiazgowością godną dawnych mistrzów malarstwa i absurdalny komizm wypływający ze zderzania skrajnych tonacji w najmniej spodziewanych momentach. Andersson w swoim najnowszym filmie znowu opowiada tym samym, niepodrabialnym stylem, sięga po te same tematy i próbuje nauczyć nas uważności na drugiego człowieka oraz zrozumienia dla jego ułomności. A jednak podczas seansu "About Endlessness" w ogóle nie czuć, aby twórca się powtarzał albo korzystał z artystycznych skrótów.

W serii onirycznych scen narratorka inspirowana postacią Szeherezady swobodnie porusza się między jawą a snem, współczesnością a przeszłością. Stopniowo dawkowany surrealizm sukcesywnie zakrzywia filmową czasoprzestrzeń, tworząc między poszczególnymi epizodami zaskakujące paralele, wzbogacając je o dodatkowe konteksty. Andersson zabiera nas do bunkra Hitlera, w którym pokonani, pijani w sztok naziści przy akompaniamencie sypiących się murów usiłują z trudem wykonać hitlerowskie pozdrowienie; pokazuje parę kochanków dryfujących nad zniszczoną przez wojnę Kolonią, inscenizuje drogę krzyżową rozgrywającą się na ulicach współczesnego miasta. Zmagający się z kryzysem wiary ksiądz szuka pomocy w gabinecie psychiatry. Niestety lekarz właśnie wychodzi i naprawdę musi złapać autobus. Mężczyzna, który nie ufa bankom, sprawdza przed zaśnięciem, czy jego oszczędności przechowywane w materacu wciąż tam są. Kolejny bohater zaczepia pasażerów autobusu i żali się, że nie wie, czego chce od życia. Ignorowany przez nich, pyta "czy nie można być już smutnym?". "Dlaczego nie możesz być smutny na przykład w domu?", dziwi się uprzejmie jeden z rozmówców.

Całą recenzję Małgorzaty Steciak można przeczytać TUTAJ

***


Rodzina od kuchni, rec. filmu "Guest of Honour", reż. Atom Egoyan
autor: Łukasz Muszyński


W recenzjach ostatnich filmów Atoma Egoyana powtarza się zarzut, że reżyser zdradził kino artystyczne, wdając się w pechowy romans z mainstreamem. Tych, którzy z rozrzewnieniem wspominają kanadyjskiego reżysera z czasów "Słodkiego jutra" i "Podróży Felicji", powinna więc ucieszyć informacja, iż w najnowszym dziele próbuje on powrócić na stare śmieci. W "Guest of Honour" zrazu porozrzucane fabularne klocki zaczynają się układać w opowieść o wspomnieniach rzucających długi cień na życie bohaterów. To także portret niezwykle silnej choć naznaczonej rozczarowaniami więzi rodzinnej, której nie jest w stanie przerwać nawet śmierć.


Spoilerofobów uspokajam: o tym, że grany przez Davida Thewlisa inspektor sanepidu Jim odszedł na wieczny spoczynek, dowiadujemy się już w pierwszej scenie, gdy jego córka Veronica (Laysla De Oliveira) odwiedza proboszcza (Luke Wilson) z zamiarem ustalenia szczegółów pogrzebu. Pogawędka z duchownym szybko zamienia się w sesję terapeutyczną. Historia, którą bohaterka ma do opowiedzenia, zaczyna się dwie dekady wcześniej w mieszkaniu nauczycielki muzyki, Alicii (Sochi Fried).

Czego w tym filmie nie ma! Seksting, pozamałżeński romans, śmiertelna choroba, tragiczny w skutkach pożar, samobójstwo, więzienie, szczurze kupy w restauracyjnej kuchni i królicze uszy w panierce smażone na głębokim tłuszczu – wystarczyłoby tego na kilkadziesiąt odcinków "Na Wspólnej" i i co najmniej jedną odsłonę "Kuchennych rewolucji". O dziwo, w "Guest of Honour" nagromadzenie nieszczęść nie razi jednak aż tak bardzo. Zrządzenia losu dostarczają Egoyanowi budulca do stworzenia wciągającej, nielinearnej narracji, rozegranej na styku kina obyczajowego oraz psychologicznego dreszczowca. Fani bez problemu wyłowią z niej motywy towarzyszące autorowi "Ararat" od początku kariery. W "Guest of Honour" kreśli on obraz świata, w którym bohaterowie z własnej woli skazują się na samotność, a technologie mają wpływ na relacje między ludźmi oraz ich postrzeganie rzeczywistości.

Całą recenzję Łukasza Muszyńskiego można przeczytać TUTAJ

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones