Dzięki, ale na serio, wyjaśniłeś mi coś czego nie mogłem zrozumieć w horrorach. Dziwiło mnie czemu zamiast normalnie zgwałcić ładną dziewczynę ktoś ją zabija, teraz rozumiem.
Mi było szkoda tego chińczyka, który chciał być guzikiem w spodniach na tyłku tej blondyny, a ona potem poszła się ruchać z tym dominującym samcem alfa - właścicielem domku. Dobrze że zginęła :)
A już myślałam, że tylko ja mam takie odczucia. :)
Nie tylko w przypadku tego konkretnego filmu, ale ogólnie slasherów. ,,Protagoniści” to zazwyczaj banda brakujących ogniw, zwykłych małpoludów bez krzty elokwencji i szacunku do czegokolwiek/kogokolwiek. Nic, tylko by się gzili, pili, imprezowali i głupio cieszyli z żartów na ich miernym poziomie. Nierzadko sami kuszą los nieroztropnym zachowaniem, a potem wielkie przerażenie i płacz, że coś śmiało się zdarzyć (no tak, w końcu nocne tournée po lesie bez uzbrojenia to super bezpieczny i mądry pomysł na spędzenie wolnego czasu... jak nie Jason, to jakieś dzikie zwierzę by ich dorwało). No niestety za debilizm trzeba płacić.
Chyba tylko w ,,Koszmarze z Ulicy Wiązów” dało się pozytywne postacie polubić i im kibicować. Z piątków nie lubiłam chyba nikogo od początku serii, ale w tej części to było już apogeum tępactwa i żałości. Wręcz cieszyłam się, jak Voorhees sukcesywnie ich wybijał. Było siedzieć w domu, a nie szlajać się po opuszczonym obozie w czort wie jakim celu.
Wyjaśnij mi proszę jedną rzecz. Skąd "8"? Skoro przyznajesz, że nie lubisz bohaterów, to skąd czerpiesz rozrywkę z filmu? Ze scena zabijania? Kibicujesz Jasonowi? Pytam poważnie, bo umyka mi cel tego filmu, bo cycki i flaki to chyba za mało. Jak ktoś ma ochotę na cycki, to odpali pornosa, a jak na flaki, to zdaje się kolejne "Piły" dostarczają contentu.
Po prostu uważam, że to porządnie zrealizowany, bardzo dobry remake na poziomie oryginalnej serii. Zazwyczaj nowsze wersje są taką chałą, że szkoda gadać i lepiej nie oglądać („Koszmar z ulicy Wiązów” z 2010, dwie nowe „Teksańskie masakry piłą mechaniczną”), a ten to perełka wśród takich, niezwykle miłe zaskoczenie. Pomijając bohaterów, którzy faktycznie mocno działali mi na nerwy (choć ich temat nie wzbudza już we mnie takich emocji, jak świeżo po seansie, gdy pisałam tamten komentarz), rozrywka była naprawdę przednia. Plusami niewątpliwie są kreatywne sceny zabójstw, trafnie oddany klimat oraz duch serii i to, co chyba najbardziej przypadło mi do gustu — zgrabnie złożony jej hołd (w retrospekcjach widzimy nawiązanie do pierwszej części, Jason na początku nosi worek na głowie jak w drugiej, a później wkłada swą ikoniczną maskę hokejową, co miało miejsce w trzeciej). Fajna historia i przyjemny seans, ot co.
Jeżeli zaś chodzi o starsze części tej serii, to po prostu kupiła mnie historia oraz świetny klimat. Oglądałam tylko cztery pierwsze (i „Freddy vs Jason”), bo potem podobno jest o wiele słabiej, ale naprawdę mi się podobały. Co do tego, czy kibicuję Jasonowi... cóż, wtedy kibicowałabym mordercy, który likwiduje jednostki mimo że głupie, to bądź co bądź niewinne, a to raczej nie za dobrze by o mnie świadczyło. ;) W remake’u może i tak, bo faktycznie jak sobie ich wspomnę, to coś mi się robi, ale w oryginalnej serii absolutnie nie, final girl z pierwszej części była z tego co pamiętam chyba nawet sympatyczna. Niemniej jednak uważam Pamelę i Jasona za postaci dramatyczne, godne współczucia i ze zrozumiałymi (choć podkreślam, że postępowali karygodnie) motywami, co szczególnie dobrze widoczne było w retrospekcjach z dzieciństwa Jasona w „Jason vs Freddy”. Oglądanie ich było dla mnie przygnębiającym przeżyciem. Lubię Voorheesów jako bohaterów, to chyba moi ulubieni antagoniści.